Przejdź do głównej zawartości

Niezwyciężone odyseje

Jakiś czas temu wracaliśmy samochodem gdzieś ze wschodniej strony Polski i pomimo, iż w baku daleko jeszcze było do wysuszenia dna, zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej na przerwę rozprostować kości. Poniewczasie zauważłam ulotkę, która informowała o wspaniałej promocji - jeśli zatankuje się powyżej określonej kwoty, można otrzymać audiobooka gratis. Zaczęłam marudzic do mojej drugiej połowy, że jeśli tylko wzięlibyśmy tylko kilka litrów więcej - mielibyśmy audiobooka. Kiedy już zaczynał mi ze stoickim spokojem tłumaczyć, że nie da się wlać więcej płynu niż pojemność naczynia, pani ekspedientka radośnie zakomunikowała, że jeśli chcemy, to może nam dać te kupony, nikt ich tutaj nie bierze.



Poczułam smutek i radość jednocześnie. Smutek, ponieważ "nikt ich nie bierze", a radość, bo jednak - jednak ja będę miała.
I tak oto stałam się dumna posiadaczką czterech audiobooków, z czego chciałam zaprezentować dwa z nich: "2001: Odyseja kosmiczna" Johna C. Clarke oraz "Niezwycieżonego" Stanisława Lema. Pierwsza pozycja jest szeroko znana (czy wręcz kultowa) głównie dzięki ekranizacji Stanleya Kubricka o tym samym tytule, druga jest w niszy niezekranizowanych (jeszcze) powieści jednego z najbardziej znanych polskich pisarzy za granicą; pomyslałam, że dobrze jest wrócić do jego twórczości przed lekturą właśnie wydanej biografii autora ("Lem. Życie nie z tej ziemi" Wojciech Orliński, wyd. Czarne).




Najpierw chciałabym napisać o odkrytym przeze mnie fenomenie formy sztuki, jaką jest audiobook (nie, nie jestem odkrywcą per se, jedynie ta forma przedtem istniała dla mnie jedynie jako pojęcie abstrakcyjne). Od razu dostrzegłam możliwości, jakie daje ten środek przekazu. Jeśli jest zrobione z dużą pieczołowitością, przywołuje na myśl niegdyś popularne, teraz niemalże zapomniane słuchowiska radiowe - dźwięki, muzyka, zaangażowani aktorzy, działają na wizualną wyobraźnię, często dodając dodatkowego znaczenia. W obu audiobookach strzałem w dziesiątkę jest dobranie Krystyny Czubówny na lektora, szczególnie zaś w pierwszej części "Odysei(...)", kiedy to tym samym spokojnym i jednostajnym głosem opisującym zachowywanie się zwierząt, który znamy z filmów przyrodniczych, opowiada o zachowaniach pierwszych ludzi, którzy, trzeba przyznać, zwierzęta w dużej mierze przypominali. W "Niezwyciężonym" głosy wielku aktorów dodawały charakter poszczególnym członkom załogi, szybciej orientując się kto jest kim I jakie poglądy prezentuje. Poza tym - muzyka i realizacja dźwiękowa są mistrzowskie, nadając specyficzną atmosferę poszczególnych scen, sprawia, że "jest się tam"; oraz, przy okazji, łatwiej odgradzając czytelnika-słuchacza od dźwięków z otoczenia.

Być może pomysł zestawienia obu wybitnych dzieł tego samego gatunku, lecz tak różnych, poruszających zupełnie inne tematy może dziwić, jednak właśnie chciałabym się skupić na odmienności obu książek ze względu na pochodzenie autorów z dwóch różnych kontynentów i wówczas - z dwóch różnych podzielonych światów. 
"Odyseja" jest na wskroś amerykańska. Ze szczegółami wszystko wyjaśnia, nie pozostawiając niedopowiedzeń. Na pierwszym planie pozostawia głównego bohatera oraz podkreśla rolę, jaką odgrywa USA w historycznych wydarzeniach ważnych dla całej ludzkości. Próbuje opisać nieopisane, nakreślić - czy też dookreślić - całą sytuację, która ma miejsce; tak jakby autor chciał mieć pewność, że wszystko zostanie odpowiednio zrozumiane przez czytelnika.
Lem miał zupełnie inne podejście. Wrzuca cię w nienzany świat, dzięki czemu czujesz się niemal jak członek załogi lądującego na niezbadanej planecie "Niezwyciężonego". Mimo chodem przeprowadzane rozmowy między bohaterami stopniowo pozwalają się mniej więcej zorientować w sytuacji. Zaskakuje tutaj również kunszt szczegółowo opisywanych technologii.

Nie wszystko i nie wszędzie jest dla nas.*
Podczas, gdy Arthur Clarke próbuje odpowiedzieć na pytania: "Kim jesteśmy?", "Jak się tu znaleźliśmy?", "Co jest wokół nas?" i za wszelką cenę próbuje na nie odpowiedzieć, Lem pyta, czy rzeczywiście mamy prawo, czy powinniśmy wtargać na obce terytoria i je częściowo niszczyć, zaburzć, tylko po to, by dowiedzieć się czym to jest i jak działa; kwestionuje moralność odkrywcy i niezaspokojoną niszczycielską żądzę wiedzy.

_____________________________
*(Stanisław Lem, "Niezwyciężony")


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czy można wyzbyć się samotności?

Przyznam, że trochę na oślep i po omacku wybieram japońską lekturę, sugerując się wiadomościami znalezionymi w Internecie oraz własną (bądź co bądź kobiecą) intuicją. I właśnie tak trafiłam na „Kokoro”, czyli „Sedno rzeczy” Natsume Sōsekiego, i przez przypadek odkryłam perełkę. Być może to dzięki samemu autorowi, który był z wykształcenia anglistą i wykładowcą literatury angielskojęzycznej, jest bardziej zrozumiała i europejska od innych powieści z dalekich wysp, na które dotąd trafiłam - albo też może po prostu najważniejsze zagadnienia moralne dotyczą każdego, bez względu na miejsce urodzenia. Narratorem powieści jest tokijski student, który zaprzyjaźnia się z enigmatycznym starcem, żyjącym z dala od ludzi ze swoją piękną żoną, praktykującym jedynie comiesięczne wyprawy na grób przyjaciela. Nie utrzymuje kontaktów z rodziną, nie ma bliskich przyjaciół, nie pracuje. Skrywa jakąś tajemnicę, którą młody chłopak stara się zgłębić, stopniowo się do niego przybliżając. Starzec jest bar...

Sucha biała pora

Miała być lekturą na podróż, a stała się lekturą "przedpodróżowa", która tylko obejdzie się smakiem dotarcia fizycznie do kontynentu-matki, ale powieść tak mnie wciągnęła, że nie udało mi się jej odłożyć zanim nie skończyłam.  Przemyślenia spisuję dopiero po powrocie, bez pierwszego powiewu świeżości i pełnej pamięci wrażenia, jakie na mnie zrobiła. Jednak nie jestem pewna, czy ten dystans zmienił cokolwiek w postrzeganiu książki. Opowieść zaczyna się intrygująco. Pisarz popularnych powieści dla kobiet dostaje od swojego dawno niewidzianego przyjaciela "coś na przechowanie", a następnie w niedługim czasie po tym, ginie w wypadku samochodowym w dordze na pocztę, jak informuje notka w gazecie. List, który pośmiertnie przychodzi do rzekomego autora powieści umacnia go w przekonaniu, że musi napisać o sprawie przyjaciela. Zbiera do kupy zapiski z dziennika, wycinki z gazet i zdjęcia, którymi dysponuje i prowadzi narrację godną powieści kryminalnej, opowiada...

Dobry lekarz?

Od pierwszej strony " Dobrego leakrza " Damona Galguta wiedziałam, byłam tego pewna, że młody lekarz nie skończy dobrze swojej praktyki w zapomnianym, sztucznie utworzonym miasteczku w dżungli; było widać jak na dłoni, że wszystko do tego prowadzi - nie wydarzenia, ale sposób narracji i sama postać głównego bohatera. Mimo wszystko miałam nadzieję, że coś się wydarzy, coś mu się uda i że wbrew wszystkiemu będzie miało zakończenie, które tylko z pozoru, z perspektywy naszej - żyjących beztroskich ludzi, którzy wieżą, że życie jest wieczne i że każda śmierć jest tragedią - wydaje się być okrutne. Niestety - jest inaczej. * Historia jest opowiadana z perspektywy Franka, człowieka złamanego już u progu swojego życie, na początku kariery lekarskiej, kiedy odbywał praktykę lekarską służąc w wojsku . Kolejne lata swojego życia spędza na dobrym odgrywaniu roli nieudacznika, jak człowiek, który poznał prawdę o sobie i ta prawda wcale mu się nie spodobała. Żona ucieka z naj...